Aby nie kupować kota w worku, przedstawiam fragment przewodnika. Zachęcam do lektury.

Nieodkryte Bieszczady istnieją naprawdę

Rozdział 5 a. Wilk szary (Canis lupus)

Sprawa wilka w Bieszczadach nie jest obojętna słuchaczom, mieszkańcom, przyrodnikom, a także myśliwym. Coraz częściej trafiają się grupy turystów szukających wilków. W przeciwieństwie do sytuacji z niedźwiedziami akurat to pochwalam. Im więcej dyskusji, spotkań wilka, świadków, tym sytuacja wilka prędzej ulegnie poprawie.

Przedstawiając wilka, w kontekście jego relacji z człowiekiem należy już na samym wstępie stwierdzić jasno: to wilcza rodzina jest faktycznym gospodarzem lasów. Niedźwiedź ma na tyle siły, aby nie musiał się martwić o leśnych gości, lisy nie mają dość siły, aby nad wszystkim zapanować. Wilki natomiast doskonale wiedzą, co i gdzie się dzieje. Podróżując po Bieszczadach, wielokrotnie byłem śledzony przez wilki. Widziałem to po śladach na ziemi, kiedy tą samą drogą wracałem po pewnym czasie. Wilki mają fenomenalny węch, dobry słuch, i dużo czują łapami. Dzięki tym zmysłom, wilka trudno jest zaskoczyć swoją obecnością. Spotkanie wilka należy, więc do rzadkości i nie wynika z przypadku, jak to może mieć miejsce w przypadku niedźwiedzia, tylko z faktu, że wilk uznał kogoś za małe zagrożenie i pozwolił sobie na spotkanie np. przebiegając drogę.

Po paru spotkaniach z wilkami, wielu lekturach na ich temat, muszę uznać, że spotkanie wilka to jedne z najbardziej fantastycznych momentów w Bieszczadach, jakie przeżyłem. Wilki są zwierzętami powszechnie uznawanymi za stadne, sam uważam, że są to grupy rodzinne. Członkowie wilczej watahy mają określone funkcje, np.: piastuna, czyli samca, który nie walczy o dominacje i rozród, a opiekuje się potomstwem pary dominującej. Wilcze rodziny są zawsze skupione na poszukiwaniu pożywienia i zapewnieniu krewniakom bezpieczeństwa. Przy założeniu, że nie zaskoczymy wilka, lub nie wejdziemy między młode, wykluczam sytuacje, kiedy same z siebie wykażą agresję wobec człowieka. Znane są mi opowieści z Bieszczad, kiedy wilki zimą dzieliły się łupem z wygłodniałym człowiekiem. Istnieją liczne opowieści oraz legendy krążące po całym świecie, podważające sens bajki o czerwonym kapturku, w której wilk zjada człowieka. Należy pójść krok dalej: otwarcie mówiąc, ludzie, przez to, co jedzą, w co się ubierają, jak żyją, dla wilków po prostu śmierdzą. Jesteśmy dla zwierząt tak apetyczni, jak dla nas apetyczny może być kot na poboczu drogi rozkładający się przez tydzień. Przyznać też trzeba, że jeśli jest okazja, wilki polują na jelenie, jeśli nie ma, nie pogardzą też myszami.

Wyobrażam sobie, że cały konflikt na linii wilk ↔ człowiek, wynika z braku zrozumienia zachowania tych zwierząt i zachłanności człowieka. Kiedy wilcza rodzina jest liczna, wilki polują na jelenie ­ pozornie wchodzą tym samym w konflikt z myśliwymi. W istocie ich bilans energetyczny podczas polowania zmusza do zagryzania najsłabszych osobników, efektem, czego populacja jeleni staje się silniejsza, co jest z kolei biegunowo odległe z odstrzałem medalowych byków w czasie rykowiska. Chciwi myśliwi liczą jednak sztuki zagryzane przez wilki i podnoszą alarm. Mniej liczne rodziny nie są w stanie zorganizować udanego polowania na jelenia, więc podchodzą do wsi. Rolnikowi także bardziej opłaca się zagryzanie krowy czy owcy przez wilka. Takiej krowy nie musi już karmić, nie musi wieźć na sprzedaż, targować się… dostaje refundacje ze Skarbu Państwa za szkodę wyrządzoną przez zwierzę prawnie chronione. Takich poszkodowanych rolników jest w Bieszczadach sporo. Próżno u nich szukać solidnego ogrodzenia, psów pasterskich, słychać jedynie żale. Wdając się w dyskusję na temat wilków, trzeba wiedzieć, że zanim Związek Radziecki spętał wędrowne ludy północy w swoich pseudo atrakcyjnych miastach, Ci cenili wilcze stada. Podczas ostrej konkurencji o żywność, wilki eliminowały chore osobniki. Dzięki takiemu postępowaniu, ludzie mieli stada w optymalnej liczebności do możliwości wykarmienia się, ale wszystkie osobniki w stadzie były silne i zdrowe. Znana jest też pewna wyspa w Ameryce, gdzie wilki żyją z łosiami od wielu lat, i wbrew przekonaniom wielu pseudo myśliwych nie zjadają całej łosiej populacji. Liczebność wilków i łosi pozostaje w równowadze od wielu lat. Powszechnie dostępny jest też dokument National Geographic, przedstawiający przyrodnika, który poświęcił swe życie, aby poznać wilcze obyczaje. Przez długi czas był nawet samcem alfa w wilczej rodzinie. Uznał on, że wilcze wycie, to także sygnalizowanie innym rodzinom granicy terenów łowieckich. Farley Mowat w swojej książce opisuje Eskimosów, którzy rozumiejąc wycie wilków wiedzieli o nadciągających stadach renów lub innych odległych w terenie wydarzeniach. Wspomniany w National Geographic przyrodnik w powiecie Augustowskim dał rolnikowi nagranie wilczego wycia i zalecił odtwarzanie go za każdym razem, gdy usłyszy wilki. Metoda ta poskutkowała i wilki zaniechały ataków. Jak świat długi i szeroki, wilk wilkowi nierówny, wszędzie są w związku z nimi problemy, wynikające ze stereotypów, ludzkiej pychy, lenistwa, czasem faktycznie problem urasta do rangi kłopotu. Proszę każdego, aby podczas rozmowy na temat problemu wilka, gawędy przy ognisku, spróbował postawić się w sytuacji członka wilczej rodziny, postarał się zapytać żalącego się na obecność wilka, co zrobił, aby położyć kres konfliktowi? Sam serdecznie życzę licznych i długich spotkań z wilkami, są to wspomnienia silne i pełne zachwytu nad pięknem, a także mądrością panującą w przyrodzie.

Zamów przewodnik po Bieszczadach!

Przekonaj się, że „Nieodkryte Bieszczady istnieją naprawdę”.