Gdzie na weekend w Bieszczady?

Atrakcje Bieszczad: Łopienka
Łopienka to miejsce pełne tajemnic, opisywane w każdym Bieszczadzkim Przewodniku, w żadnym do końca.

Łopienka, to dawna wieś, w której byłem setki razy, a ciągle to miejsce potrafi zaskoczyć
Jeszcze w czasie wędrówek z plecakiem Łopienka wydawała mi się dość oklepanym miejscem. Już bardziej ciekawy był Łopiennik, góra na której zawsze błądzę ale też zawsze zadrepczę w jakieś dziwne, ciekawe fajne krzaki. Z czasem, w miarę drążenia historii Bieszczad, poznawania bieszczadników, a także robionych wycieczek „Bieszczady według Barnaby”, Łopienka odkrywała przede mną co raz to nowe tajemnice. Nawet jako bieszczadzki przewodnik muszę stwierdzić że, to miejsce po wsi zaskakuje i zdradza co raz to nowe sekrety
Dojazd do Łopienki
No nie wiem czy trzeba to objaśniać. Chyba tylko z poczucia obowiązku i jako przyzwoity przewodnik podaję:
Z Terki należy jechać dalej na południe, w stronę Dołżycy. Przy charakterystycznym parkingu, należy skręcić w prawo i dalej dość powybijaną drogą dojechać do parkingu przy cerkwi.
UWAGA! ACHTUNG! POZOR!
Znak zakazu ruchu nie dotyczy wszystkich. Warto przeczytać ze zrozumieniem co jest napisane na tabliczce poniżej, albo po prostu jechać dalej.
Największa bieszczadzka atrakcja: Cerkiew w Łopience

To chyba najbardziej znana świątynia w bieszczadach, i jest to obiekt o dość ciekawej historii. O Łopience można by tu się rozwodzić w nieskończoność. Dość powiedzieć, że jako Bieszczadzki Przewodnik, w Łopience nie raz, nie dwa spędziłem blisko połowę swojej wycieczki. A z Łopienką to było tak:

Początki ikony „Matki Boskiej Łopieńskiej”
Rozpoczęcie budowy odpowiedniego kościoła
Łopienka była „od zawsze” bardzo bogatą wsią. Bogatą, to znaczy własnością bogatych ludzi. Była dobrze zarządzana i przynosiła dochód. W pewnym momencie w historii wsi, jej właściciele dostali „cudowną ikonę”. Aby podkreślić „cudowność” obrazu, postanowiono postawić tu ekstra świątynię.
W czasie swoich bieszczadzkich wycieczek, turystom „Bieszczady według Barnaby” porównywałem tę decyzję do oświadczyn. Nikt nie daje pierścionka oświadczynowego w reklamówce z Biedry, tylko w ładnym pudełku. Generalnie, ten nowy kościół, miał być jak takie ładne pudełko dla cennego skarbu jakim jest wspomniana ikona.
Tutaj dodać należy, że ikona, była kopią innej, ale też wykazywała właściwości cudowne (jakkolwiek to rozumieć, tak właśnie wierzono). Tak wiec, rozpoczęto budowę kościoła. Jako, że właściciele Łopienki byli przy kasie i trochę zależało im na nadaniu sprawy stosownego blichtru, podjęto decyzję, aby cerkiew była murowana. Wiadomo, z drewna to byle lokalny cieśla mógł wysiepać pierwszorzędną budowlę. Ale kamień..., kamień wymagał transportu budulca, architekta, murarzy. No generalnie dużo zamieszania budowlanego, głównie po to tylko, aby narobić szumu.

Rozkwit kultu maryjnego w Łopience
No i opłaciło się, do Łopienki zaczęli ściągać pątnicy z co raz to większych odległości.
Pątnicy czyli tacy pielgrzymi- turyści religijni przybywali do Łopienki z całego Podkarpacia. W czasie wycieczek, jako Bieszczadzki Przewodnik, porównywałem ten fenomen do Częstochowy w lokalnej skali. Do Łopienki turyści szli od Tyskowej, o czym pisałem przy okazji omawiania poprzedniego punktu wycieczkowego. Wiadomo, że jak już ktoś szedł tyle czasu, to przyszedł zmęczony i głodny. Rozwój wsi kwitł w najlepsze.

Absolutny hit Łopienki- odpust
Tracycje odpustów są kultywowane do dziś, więc wiele wyjaśniać nie trzeba. Największy ruch w Łopience, był przy okazji odpustów właśnie. W sumie ten trend utrzymuje się do dziś. Co ciekawe, przez to, że obecnie kościół został „prześwięcony” na obrządek rzymskokatolicki, w czasie odpustu prowadzona jest msza przez MC różnych wyznań a msze greckokatolickie, jako te bliższe tradycji starochrześcijańskiej są znacznie dłuższe. Bawi mnie zawsze zdziwienie i znudzenie nieświadomej tłuszczy, kiedy msza nie trwa „tradycyjnej” godziny, tylko przebiega zgodnie z należnym Bogu szacunkiem i czcią. Tak czy owak, odpusty były dobrą okazją do kręcenia lodów na wiernych i w czasie rozkwitu wsi odpusty były robione trzy razy do roku.
Teraz odpust jest raz do roku, ale to i tak dość jak na miejsce, gdzie nie ma ani jednego parafianina. Aktualnie odpusty w Łopience odbywają się w pierwszy weekend października.
Co Łopienka ma wspólnego z „gorolami”?
Historia Łopienki bardziej nam współczesna.
Pamiętam, kiedy „gorole z zakopca” mieli opinię wielbiących „Papieża Polaka”, bogobojnych, wrażliwych i przewidujących pogodę. No ale skąd ci oni w Bieszczadach?
Druga Wojna Światowa okazała się przejść przez Bieszczady dość łagodnie, to znaczy łagodniej niż ta Pierwsza, a i sama Łopienka niezbyt ucierpiała na tej zawierusze. Wiadomo, po Wojnie, upa, bandy, no działo się sporo. Na koniec wszystkiego Akcja Wisła, która objęła także Łopienkę. „Cudowną ikonę” ukryto w Polańczyku (gdzie jest do dziś), no ale wieś została spalona, kościół jako ten murowany- ocalał. Później Bieszczady „dziczały” czyli podlegały renaturalizacji. Ponowna sukcesja lasów nie spodobała się jakimś tam politykom, którzy uznali, ze w czasach socjalistycznego dobrobytu, każdy metr kwadratowy kraju musi przynosić społeczeństwu korzyść. No i te bieszczadzkie metry w Łopience też.
Jeden z najbardziej objechanych pomysłów bieszczadzkiego prlu
Wymyślono, żeby w Łopience tatrzańscy „gorole” targali po łąkach barany.
Wydaje mi się, że ktoś na jakimś raucie po pijaku chlapnął taki pomysł, a reszta równie ubzdryngolonych polityków to podchwyciła. Inaczej nie mogło się to udać. No w każdym razie kiedy ucichła zawierucha z bandami upa, do Łopienki sezonowo zajeżdżali „gorole”. Wnet okazało się, że ci niby bogobojni ludzie bez większych oporów spędzali swoje barany do świątyni. Barany.
Upadek cerkwi w Łopience
Kiedy tylko ci „bogobojni” ludzie wprowadzili swoje barany do kościoła wnet zaczęła niszczeć posadzka. W cerwii w Łopience rozwijały się rośliny, które zaczęły niszczyć mury. Dach także był rozbierany, bo nie było materiałów na budowę schronienia dla pastuchów, wiec ci musieli sobie radzić we własnym zakresie. Zamiast więc zbudować od nowa fajną wiatę, lepiej rozpierdolić dach kościoła. Okazuje się, że dewastacja ma u nas długie tradycje i w sumie jako bieszczadzki przewodnik, często pokazuję dewastację Bieszczad.
Finalnie wyszło, ze cerkiew w Łopience powstała w wyniku pracy murarzy działających w bardzo trudnych warunkach, wytrzymała nie jedną inwazję pielgrzymów, wielokrotne przejścia frontów obu wojen a padła pod wizytą bogobojnych pastuchów z Tatr. Zawsze jak opisuję tę historię w czasie bieszczadzkich wycieczek, to turyści rechoczą. Cóż, filmy przedstawiające zamęczane konie na drodze do MOKa mocno licują z przytoczoną opowieścią.
Ponowna odbudowa cerkwii w Łopience
Po wizycie „goroli” cerkiew w Łopience kończyła się murami mniej więcej półtora- do dwóch metrów wysokości. Grupa zapaleńców postanowiła odbudować świątynię. Fajno. Podczas moich pierwszych wędrówek po Bieszczadach, cerkiew w Łopience zachwycała swoją ascetyczną prostotą. Jak tu było pięknie. Proste ławy, prosty ołtarz, kopia ikony i w sumie tyle. No i w kącie świątyni na pniu siedział „Chrystus Bieszczadzki”, dość osobliwa rzeźba.
Bieszczadzka atrakcja: Cerkiew w Łopience
Odpustowa tandeta i masa turystów
W mojej ocenie źle zaczęło się dziać parę lat temu, kiedy grupa zapaleńców nie chciała odejść precz, tylko zrobili z cerkwi w Łopience niekończący się plac budowlany. Piękna kamienna elewacja pokryta została dziwnym, jak na tę lokalizację tynkiem. Z braku możliwości przerobowych, strop kościoła nie jest tradycyjnym sklepieniem, tylko został wykończony w kwadrat. Ukryto ten fakt, drewnianą imitacją sklepu. Wewnątrz świątyni wymieniono posadzkę, mimo że poprzednia była dobra i nawiązywała do otoczenia przez wykorzystane materiały. W środku kościoła pojawiła się też jaskrawo kolorowa ambona, która mocno kontrastuje ze stonowanym wnętrzem.
Poniżej film. Takie tam pitu pitu o Łopience, ale co ciekawe, wypowiadają się w nim dawni mieszkańcy tej wsi i to jest wartość.

Chrystus Bieszczadzki załamuje ręce
O instalacji w świątyni widnieje opis:
Postać Chrystusa Bieszczadzkiego powstała w zamyśle w latach dziewięćdziesiątych jako dowód wdzięczności Bieszczadom i jego mieszkańcom, za niespotykane serce i niepowtarzalne piękno a w szczególności rodzinom Solonów i Czerenkiewiczów z Wołkowyi Bukowca, Terki, Polanek i Kalnicy.
Mieszkańcy tych wiosek są prawowitymi właścicielami i opiekunami Chrystusa Bieszczadzkiego, ponieważ to oni byli bezwiednie inspiratorami tej pracy. „Chrystus Bieszczadzki” surowy w formie prostoty w wykonaniu, dobrze komponujący z żywym kamieniem cerkiewnej budowli. Forma figularna niewystępująca nigdzie indziej ani w rzeźbie, ani w malarstwie – przypisana tylko Chrystusowi Bieszczadzkiemu, stanowi o Jego odrębności na wzór Chrystusa Frasobliwego.
Nie jest on odrębnym przedmiotem kultu religijnego. Jako przydrożny świątek, jest ciekawym elementem bieszczadzkiego krajobrazu.
Wykonany z kawałków drewna wymodelowanego przez przyrodę bieszczadzką. Jedynie świerkowe rogale stanowiące podstawę, zdeformowane przez wiatr halny pochodzą z południowych stoków Radziejowej w Beskidzie Sądeckim.
Rzeźba ta przedstawia postać wędrowca, który po pięćdziesięcioletnim wygnaniu wymuszonym pożogą wojenną postanowił wrócić znów tam gdzie wracają nieliczni już dawni mieszkańcy.
Przez te pięćdziesiąt lat był wszędzie tam gdzie losy rzuciły Jego bieszczadzkich ziomków, we Wrocławiu, Szczecinie, Malborku. Zmęczony z pustą torbą po chlebie, z kosturem w dłoni wrócił w końcu do swoich. Teraz siedzi na swoim pniaczku i błogosławi wszystkich tych, którzy do niego przychodzą. Jest mistycznym symbolem tamtych czasów, tamtych miejsc i tamtych ludzi.
(…)
Chrystus Bieszczadzki
Siedząc na swoim pniaczku jak Bieszczadzki Gazda
Błogosław tym: co przyjdą odwiedzić swe gniazda
Tym: którzy przyszli tutaj do Ciebie bo chcieli
I tym, co wśród pożogi odejść z stąd musieli,
Tym, którzy zeszli z szlaku by prawem zwyczaju
Przyjść podziękować Tobie za przedsionek raju
I za ptasie koncerty o porannym brzasku
I za lipcowe noce przy księżyca blasku
Który wsparł się na brodzie o brzeg połoniny
I gasząc resztki ognisk zlewa sen w doliny.
Przyroda skryła blizny – zostały wspomnienia
Inny pozostał posmak tamtego cierpienia
Z nad takich samych ognisk inne pieśni płyną
Aż po zielone wzgórza nad Soliną
Bądź dobrym przewodnikiem po Bieszczadzkich szlakach
Zaubionym bądź echem w strumieniach i ptakach
Bądź światełkiem w ciemności jak Twój księżyc blady
Tam gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady.

Instalacja Chrystusa Bieszczadzkiego wykonana jest w sporej części z drewna brzozowego- dość kruchego i niezbyt trwałego. Turyści jednak bez większych namysłów obwieszają biedaka różnymi różańcami, łańcuszkami i innymi zbytkami. W czasie wycieczek, pokazuję to turystom w kontekście bezmyślności mas ludzi którzy się tam przetaczają, mówię wtedy”
- czekam na dzień, kiedy Chrystusowi opadną ręce pod ciężarem różańca.
I tak z pewnością będzie. Pomijając kwestie estetyczne, warto zauważyć, że w cerkwii, w której nie ma ani jednego stałego księdza, a czasem pojawia się tylko jeden, są dwa konfesjonały a w obejściu jeszcze kolejne. W świątyni postępuje zagracenie i przesyt tandetą. A szkoda.

Cerkiew w Łopience- kiedy odwiedzić najlepiej?
To ważne, aby padło takie pytanie. Według mnie, Łopienkę najlepiej odwiedzać wieczorem lub nawet w nocy. Tę porę lubię właśnie najbardziej i jako przewodnik po Bieszczadach, tak właśnie prowadziłem niektórych turystów.
Wszystko zaczęło się, kiedy w czasie jednej wycieczki zapchał mi się przewód paliwowy i auto zaniemogło. Wycieczka opłacona, turyści zadowoleni, no ale domagali się ciągu dalszego. Pojechaliśmy wiec do Łopienki osobówką. To była późna jesień, znaczy się zmrok zapadał szybko, a przygoda spotkała nas dość niespotykana.
W bezpośrednim sąsiedztwie cerkwii w Łopience stoi kaplica cmentarna- kostnica. Typowo sanitarny obiekt. Kiedy ktoś zmarł, zanim wykopano grób, trzymano ciało w tej właśnie kaplicy. Przygoda, którą przeżyliśmy, wiąże się właśnie z tym obiektem. Mianowicie, kiedy dojechaliśmy na parking przy cerwkii, weszliśmy do świątyni. Opowiadam co i jak, skąd się wzięło słowo „sklep” i inne takie, a tu nagle szczeka mój pies Berdo i w drzwiach pojawia się dość zaniedbana postać. Jegomość zaczął wyzewnętrzniać się, że to jest kościół i że kto to widział, przychodzić tu w nocy. Generalnie pan miał ciśnienie żebym poszedł precz. Zrobiło się dość nieprzyjemnie. Ostatecznie opowiedziałem co swoje i poszliśmy do auta. Po drodze zorientowałem się, że dziwny mężczyzna nocuje właśnie w tej kaplicy grobowej.

UWAGA! ACHTUNG! POZOR!
Podczas nocnego zwiedzania Łopienki warto zabrać ze sobą psa, albo robić dużo rabanu. Po Łopience lubią grasować niedźwiedzie- dobrze jest je ostrzec o swojej obecności. No i czasem nocuje w para-kostnicy jakiś dziwoląg.

No i noc w Łopience to świetny plener fotograficzny, i nikt mi nie powie, że nie.
Masa turystów w Łopience i "kulturalno- oświatowy"
Od pewnego czasu, w Łopience "urzęduje" znany w różnych miejscach, pod różnymi imionami i pseudonimami Andrzej. Lach. Jak zwał, tak zwał. Ten facet ma w sobie niesamowity chart ducha i za to go bardzo lubię. Dla każdego ma dobre słowo, piosenkę. Siedzi często na Łopience i rzeźbi swoje twory dla turystów. Zdecydowanie lepsze te jego pamiątki niż chińska tandeta w sklepach w Cisnej czy Wetlinie. O Lachu jeszcze kiedyś napiszę, ale na ten moment wyłuskałem dwa stare nagrania:
Cerkiew to nie jedyna atrakcja w Łopience
Kiedy już myślałem, że o Łopience wiem wszystko, nagle dowiedziałem się o tym, że w Łopience wydobywano ropę naftową, ba, w Łopience działała nawet rafineria naftowa. Innym ciekawym faktem jest istnienie na terenie dawnej wsi bardzo rzadkich drzew jak np. derenia. Krążąc po okolicy Łopienki można też zaobserwować jak wyglądały dawne podziały ziem.
Ciekawym miejscem jest też baza namiotowa. Nie jest to miejsce idealne, ale wyjątkowe, no ale o tym przekonaj się sam. Przedstawiam film z powrotu z bazy: