
Nieodkryte Bieszczady istnieją naprawdę, w Terce
Historia związana z tą fotografią jest jedną z głównych osi wokół których pisany jest bieszczadzki przewodnik. Terka zawsze była też centralnym punktem wycieczek „Bieszczady Według Barnaby”.
Bieszczadzki przewodnik, bieszczadzka wieś i obiektywna krytyka
Historia, którą opisałem w przewodniku, zebrała w prywatnej korespondencji opinię, która jest dla mnie chyba najważniejsza. Większość rozdziałów i akapitów książki pisana była „na żywo”, z doświadczenia, z przeżyć, czasem zerkając na mapę czy zdjęcia. Z historią zbrodni w Terce było zupełnie inaczej. Długo drążyłem, szukałem informacji, czytałem. Wtedy jeszcze uważałem, że Terka jest jak jakaś bieszczadzka perła. Fantastyczne bieszczadzkie widoki, zapierające dech w piersi panoramy, które nie wymagają wielogodzinnej wędrówki. Ciekawa historia, to jak doszło do zbrodni w Terce to jedno, ale ciekawe jest też, jak starannie się tę historię zamiata pod dywan. Otwarci miejscowi, też stanowili wartość. To od nich dowiedziałem się wielu informacji: gdzie są szyby naftowe, gdzie rośnie dereń.
Nietypowa konsultacja bieszczadzkiego przewodnika w sprawie zbrodni w Terce
Pamiętam, jak na początku robienia wycieczek, pewien starszy wiekiem człowiek zatrzymał się na szosie i nasłuchiwał mojej opowieści o historii zbrodni w Terce. Kiedy turyści zaczęli robic fotografie podszedłem do miejscowego i zapytałem:
- jestem młody, wiedzę z książek mam, pan może pamięta coś. Nie pokręciłem nic?
- oni (o powieszonych na lipach polakach) byli tak obici, że aż czarni jak twój sweter.
Później, w czasie pisania przewodnika, wysłałem rozdział „Krwawa historia Terki”, do kolegi historyka pracującego w zawodzie. Kolega odpisał, że jest pod wrażeniem bardzo obiektywnej pracy. Ledwie pięć stron bieszczadzkiego przewodnika zebrała opinię, dzięki której uwierzyłem w sens pisania ksiażki dalej.
Garść dziegciu w kropli miodu. Jako bieszczadzki przewodnik omijam już Terkę

Dziś już Terka jest dla mnie trudnym do opisania miejscem. Jestem świadkiem upadku wszystkiego co ceniłem w tej miejscowości. Bieszczadzkie widoki okraszone są sprężynami spalonej kanapy czy spinkami starych łachów. Historia w Terce też nie ma się najlepiej. Lokalna rozprawa między trzema osobami, Panem, Wójtem i Plebanem zakończyła się ścięciem lip przy cmentarzu w Terce. Oficjalnie lipy zagrażały bezpieczeństwu i trzeba było je wyciąć. W praktyce papiery dotyczące wydania zgody i jej zasadności są dość szemrane. Lipy dziwnym trafem już kolejny rok opierają się rozkładowi w pobliskich krzakach, za to wieś pozbawiona jest okazałych drzew, które z powodzeniem mogłyby być uznane za pomnik przyrody. W mojej ocenie zaistniała sytuacja to kwestia perspektywy. W perspektywie miejscowego szamana, nie mieściła się pozostałość po wierze uparciuchów (katolików, którzy w 1054 r odłączyli się od reformowanego Rzymu). Lipy musiały pójść na ścięcie, aby prawosławna dzwonnica (nomen omen, najpiękniejszej cerkwii w Bieszczadach) utraciła schronienie i zaczęła się rozpadać wskutek wietrzenia.


Kolejna historia związana z przedstawionym na fotografii z bieszczadzkiego przewodnika nagrobkiem wiąże się z pewną wycieczką. Pewnej zakochanej w sobie parze robiłem fotografie przy ruinach dzwonnicy. Podchmielonym miejscowym się to nie spodobało. Na nic się zdał fakt, że lokalni entuzjaści tanich alkoholi mieli mnie za „swojego” i nawet lubili. Sytuacja była nerwowo wyczerpująca. Finalnie swoim opanowaniem zyskałem uznanie u turystów i nie zatrzymuję się więcej z wycieczkami w Terce.
Co by jednak nie myśleć o Terce, w sklepie można kupić najlepszą kiełbasę z lady. Nie ma lepszej. Byle bez przewodnika :- )