Chatka na Dydiowej to początek mojej przygody z Bieszczadami.
Przy okazji segregowania zdjęć znalazłem te z pierwszej w życiu wizyty w chatce "Dydiówce". Zapraszam do obejrzenia skromnej dokumentacji fotograficznej.
Prycze na Dydiówce
To jedno z ciekawszych fenomenów tej chatki: dwupoziomowa prycz. Przy pierwszej wizycie w "Dydiówce" nie ogarniałem jak ważne i ciekawe to miejsce. W praktyce okazało się, że prycze mieszczą bardzo, ale to bardzo dużo turystów. Sam nie wiem jakim cudem to możliwe. Co więcej, kiedy w chacie zajęta jest "gleba", to pod pryczą ten cały tabun turystów potrafi skitrać bagaże.
Legowisko może i trochę przekonstruowane, ale wytrzymywało najcięższe testy!
Skrzynie w chacie na Dydiowej
Skrzynie w "Dydiówce" to kolejna ciekawostka. Niby najwygodniejsze miejsce do spania. Dla zdeterminowanych (par) lokum dwuosobowe. Same skrzynie mieściły w sobie najróżniejsze artefakty: śmieci, chrust, bagaż, flaszki. W praktyce miejsce noclegowe było dla najbardziej wytrwałych biesiadników: wszak mogli zasnąć dopiero kiedy wszyscy wstali od stołu.
Piec na Dydiowej
Piec na Dydiowej mógłby być tytułem pracy doktorskiej z kominiarstwa albo licencjatu pewnego zduna. Piec na ogół nie działał prawidłowo. Bywało, że po przyjsciu do chaty na noc, trzbe było jeszcze pół nocy rozpalać w piecu, kilka godzin palić i suszyć opał by finalnie usiąść przy stole na kilka chwil przy flaszce i zalec spać na kilka godzin- by najczęściej finalnie obudzić się z zimna i zacząć wszystko od nowa.
Z czasem w "Dydiówce" udawało mi się rozpalać w piecu iście partyzanckimi metodami i efektywnie skracałem czas do otwarcia flachy przy stole, jednak zawsze, ale to zawsze, zanim komin złapał cug- w chacie było tyle dymu, że trzeba było chodzić schylonym w pas. Miało to swoje zalety, ale o tym w kolejnej części.
Dydiówka- widok z zewnątrz
Poniżej zdjęcia z zewnątrz "Dydiówki", wykonane w czasie bardzo bardzo dawnym.
Pierwsza wizyta na Dydiowej to był absolutny przełom w pasji poznawania Bieszczad. Udało się odkryć coś "poza mapą", coś ukrytego. Wtedy przekonałem się że "nieodkryte Bieszczady istnieją naprawdę". Poza rozpoczęciem poznawania topografii Bieszczad, zaczęły się pierwsze przyjaźnie. Pamiętam, ze powrót z Dydiówki przyspieszyło pomrukiwanie miśka na skraju lasu- wtedy myślałem że to żubry :) Takie były czasy